Kolorowe Jeziorka & Starościńskie Skały

Drugi tegoroczny urlop (pierwszy to były Lofoty), częściowo spędziłem rodzinnie w Szklarskiej Porębie i okolicach. Wybraliśmy się tam we wrześniu, by uniknąć tłumu turystów, ale pogoda nas nie rozpieszczała. Pierwsze spacerowe kroki postawiliśmy w Rudawach Janowickich. Konkretnie wybraliśmy się obejrzeć słynne Kolorowe Jeziorka, a później tego samego dnia odwiedziliśmy Starościńskie Skały. 

Droga ze Szklarskiej do Wieściszowic przebiegła sprawnie. Po zostawieniu samochodu na parkingu i przejściu kilkudziesięciu metrów naszym oczom ukazało się pierwsze z czterech, Jeziorko Żółte (przynajmniej z nazwy). Wysycha ono okresowo, więc jeszcze w samochodzie zastanawialiśmy się czy je zobaczymy po tegorocznych upałach. Na szczęście mimo niskiego stanu wody jeziorko istniało.

Schodząc do Jeziorka Żółtego przeszliśmy obok Purpurowego. Pomiędzy nimi jest kilkunastometrowy pas skał z jaskinią, która była olbrzymią atrakcją dla mojej 2,5-letniej córki.




Dłuższą chwilę zajęło nam oglądniecie Jeziorka Purpurowego z różnych perspektyw. Dla mnie było ono zdecydowanie najciekawsze, z nieregularną linią brzegową i licznymi zatoczkami. Gdy skończyliśmy, ruszyliśmy ostro w górę do kolejnych atrakcji. Po chwili, z lekką zadyszką dotarliśmy do największego i chyba najładniejszego Jeziorka Błękitnego.






W tym miejscu nie obyło się bez małego pikniku i dużej sesji zdjęciowej nad brzegiem. Posileni ruszyliśmy żwawo z górę, w tempie maszerującej dwulatki. 


Udało nam się przejść kilkaset metrów, gdy schodzący turyści powiedzieli nam, że ostatnie Zielone Jeziorko kompletnie wyschło. Mając jeszcze w tym dniu w planach Starościńskie Skały podjęliśmy decyzję o powrocie na parking, szczególnie, że ktoś miał ochotę na południową drzemkę.

Przejazd na Przełęcz Karpnicką zajął nam kilkadziesiąt minut, ale postawił córkę na nogi, więc spokojnie mogliśmy iść na drugą wycieczkę. Niebiesko zielony szlak, którym szliśmy, dość monotonnie pnie się w górę, nie obfituje przy tym w widoki, prowadząc głównie w lesie.




Trasa nie jest długa, ale kilkaset metrów przed skałami nasza mała turystka zbuntowała się i nie chciała już iść dalej. Została więc z Karoliną, by budować sobie szałas ze znalezionych patyczków, a ja z K. ruszyliśmy szybko ku naszemu celowi. 


Jeszcze kilka schodów i szczyt...

Stojąc na szczycie Starościńskich Skał mamy piękny widok na okolice z charakterystycznym "Biustem Karkonoszy" na pierwszym planie. 


"Biust Karkonoszy"



Chwilę tylko kontemplowaliśmy piękno okolicy, ponieważ pojedyncze krople deszczu zmotywowały nas do szybkiego powrotu. Do samochodu wróciliśmy po swoich śladach, po drodze zabierając dziewczyny. 


Obie trasy nie są długie i męczące, spokojnie można je przejść w jeden dzień nawet z małym dzieckiem. Córka prawie cały czas szła na własnych nogach, ponieważ podróż w nosidle ją nudziła.

Komentarze

  1. Piękna okolica. Czasami żałuję, że mieszkam w wielkim mieście.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz