Kończy się właśnie weekend, który stał pod znakiem dziesiątej edycji Krakowskiego Festiwalu Górskiego. Ja od paru lat staram się zajrzeć tam choć na chwilę, by poczuć jego specyficzną atmosferę i poszerzyć horyzonty.
![]() |
źródło: www.kfg.pl |
Pierwszy punkt programu, na który się wybrałem z Klusią (żona) i Słoniem, był to wykład pod tytułem "Via ferraty - specyfika, zagrożenia, dobór sprzętu", prowadzony przez Janinę Wrzak. Sala, w której się odbywał niestety była za mała dla wszystkich chętnych i część nie została wpuszczona. My siedzieliśmy na schodach. Sam wykład był dość ciekawy i prowadził do konkluzji, że najlepsze są lonże z absorberami działającymi na zasadzie tarcia (czyli np. takie jakich my używamy). Później chcieliśmy iść na pokaz filmów freeridowych, ale gdy doszliśmy pod salę okazało się, że wszystkie miejsca są zajęte i nie ma szans żeby wejść. Stwierdziliśmy, że zrealizujemy plan B i pójdziemy na płatny blok filmowy, a później na prelekcję Steva Housa, ale jak się okazało na sali głównej też brakło już miejsc, a w kolejce po bilety stało jeszcze ok 30 osób. W tej sytuacji pokręciliśmy się trochę po kiermaszu sprzętu i pojechaliśmy do domu.
W niedzielę, nauczeni doświadczeniem z dnia poprzedniego pojechaliśmy na prelekcję Bernadette McDonald, dużo wcześniej. Trafiliśmy nawet na końcówkę zawodów w Boulderingu. Jednak tym razem ludzi było znacznie mniej. Prelekcja według mnie była ciekawa a została poprzedzona wstępem Wojtka Kurtyki. Później zostaliśmy jeszcze na równie ciekawe spotkanie z Arturem Hajzerem i Januszem Gołębiem poświęcone pierwszemu zimowemu wejściu na Gasherbrum I. Na tym skończył się nasz udział w tegorocznym KFG, na następny musimy znów czekać cały rok.
Komentarze
Prześlij komentarz