Ferrata Wilde Wasser

Nasz kolejny cel w Austrii to ferrata Wilde Wasser. W naszym przewodniku opisywana jako nie trudna (B/C), ale dostarczająca wiele frajdy. Niestety nie było nam dane się o tym przekonać. Dlaczego? Napiszę o tym w swoim czasie. 

Dzień zaczęliśmy od dojechania do parkingu w miejscowości Stroden. Tam zostawiliśmy samochód, uiszczamy opłatę  i ruszyliśmy ku przygodzie. Początek szlaku to łagodnie pnąca się w górę, droga dnem doliny, która powyżej dolnej stacji wyciągu zaopatrującego schronisko Essener-Rostocker Hutte, robi się znacznie bardziej stroma.Odcinek prowadzący na próg, mimo, że wiedzie cały czas przez las jest mocno zniszczony przez wodę. Trzeba kluczyć i omijać zdewastowane fragmenty ściezki.  

Po około 2h od wyjścia z samochodu dochodzimy do miejsca gdzie według przewodnika i mapy powinna zaczynać się ferrata. Niestety nie widać żadnych metalowych ułatwień. Podążamy więc szlakiem coraz wyżej i wyżej, aż trafiamy na chatkę pasterza. Młody chłopak nie umie ani słowa po angielsku, ani w żadnym innym cywilizowanym języku. W tej sytuacji sięgam po mój mocno zakurzony podstawowy niemiecki  i pomagając sobie gestami ustalam, że ferrata przestałą istnieć. Po krótkiej rozmowie co dalej, ruszamy w górę by dotrzeć  do schroniska Essener-Rostocker Hutte.

W schronisku znajdujemy wreszcie osobę, która zna kilka słów w języku Shakespeare i dowiadujemy się od niej, że  ferrata Wilde Wasser zakończyła swój żywot kilka lat wcześniej pod obfitych opadach deszczu. Podobno są plany jej odbudowy, ale nie wiadomo kiedy to nastąpi. Z uwagi na ograniczony czas urlopu postanawiamy nie czekać. Za to delektujemy się widokami i lokalną kuchnią. Np. Schlipfkrapfen to danie zbliżone wyglądem i smakiem do pierogów ruskich. Mimo, że podobno jest to rodzaj makaronu. 

 

Pomimo, że nie udało nam się przejść ferraty, ten dzień mogę zaliczyć do bardzo udanych. Dojście do schroniska było przyjemną górska wycieczką która łącznie z przerwą przy nim zajęła nam prawie 6h. Poza tym spełniłem jedno ze swoich górskich marzeń i zobaczyłem Taury. Rzeczywiście są podobne do Tatr nie tylko z nazwy.



Komentarze