Szczebel

Wycieczka na Szczebel (albo też Strzebel) chodziła za mną już od dłuższego czasu. Ostatni raz na tym charakterystycznym szczycie mijanym niezliczoną ilość razy podczas podróżny Zakopianką, byłem jako dzieciak czyli bardzooo dawno temu. Zapamiętałem tą wycieczkę jako ostre podejście, nudny zarośnięty wierzchołek, niewielką jaskinię koło szlaku i sporą ilość salamander, które spotkaliśmy schodząc w rzęsistym deszczu. 

By skonfrontować się ze wspomnieniami wyruszyłem do miejscowości Lubień, gdzie przy kościele skręciłem w drogę prowadzącą w stronę masywu. Auto zostawiłem w miejscu, gdzie skończył się asfalt i dalej podążyłem pieszo za czarnymi znakami w głąb lasu. Niestety początek trasy jest kompletnie zniszczony przez ludzi zwożących drewno, więc przez dłuższą chwilę po prostu taplałem się w błocie. Potem przy dźwiękach pił spalinowych zacząłem nabierać wysokości, by wreszcie pogrążyć się w ciszy. Podejście miejscami było dość strome, ale nie aż tak jak to zapamiętałem z dzieciństwa. 

Pierwszą przerwę w wycieczce robię sobie przy Zimnej Dziurze, jaskini osuwiskowej na zboczu Szczebla. Jej nazwa pochodzi od tego, że temperatura wewnątrz jest niższa o kilka stopni od tej na zewnątrz. Czasem można nawet w czerwcu spotkać w niej lód. Ja lodu nie znajduję, ale odpoczywam chwilę w przyjemnym chłodzie. 


Podążając dalej przez las dotarłem do miejsca startów paralotniarzy, skąd rozpościera się piękny widok, a chwilę później dotarłem do szczytu. Kilka ławek, ołtarz, tablica informacyjna z mapą i przerzedzone drzewa sprawiają, że miejsce to zyskało na atrakcyjności od czasów mojego dzieciństwa. 



Wróciłem do samochodu tym samym szlakiem, a cała wycieczka zajęła mi niecałe 3h, bardzo spokojnym tempem. Myślę, że Szczebel jest fajnym miejscem na szybki wypad z Krakowa , a przy tym szczytem mocno niedocenianym. 

Komentarze