Łysica

Najprostszy przepis na śmierć w górach? Wziąć kilku chłopaków z IT, oderwać ich siłą od komputerów, napoić alkoholem i wysłać w góry. Na szczęście tym razem się udało i nikt nie ucierpiał. Może dlatego, że Góry Świętokrzyskie nie należą do zbyt niebezpiecznych, a może po prostu wykorzystujemy limit pecha na nasz projekt.


Tegoroczny wyjazd integracyjny to były Góry Świętokrzyskie i ich najwyższy szczyt Łysica. Na obóz bazę wybraliśmy mała wioskę Świętą Katarzynę, poleconą nam przez naszego miejscowego przewodnika. Jeszcze na etapie planowania odbyły się burzliwe dyskusję czy poręczujemy szlak czy atak pójdzie w stylu alpejskim. Przeważyła ta druga opcja.

Po chwili zadumy w kościele Św. Katarzyny w klasztorze bernardynek w Świętej Katarzynie (ach ta kreatywność miejscowych w wymyślaniu nazw) ruszyliśmy w nieznane. Pierwszy odcinek do kapliczki św. Franciszka i cudownego źródełka był płaski. Dopiero dalej zaczęło się robić niebezpiecznie. Strome podejście w świętokrzyskiej dżungli dało nam ostro popalić. Na szczęście w połowie drogi ktoś wybudował wiatę, pewnie po to, żeby zmniejszyć i tak wciąż wysoką śmiertelność na szlaku. Gdy zregenerowaliśmy siły co nie jest łatwe z uwagi na wysokość, ruszyliśmy powoli dalej. Ciężki szlak z wystającymi kamieniami i korzeniami, doprowadził nas wreszcie do gołoborza a później już została tylko grań szczytowa i krzyż na wierzchołku. Zbliżające się załamanie pogody przegoniło nas z powrotem w dół.  



A całkiem poważnie to Łysica (612 m. n.p.m) najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich i jednocześnie najniższa góra w Koronie Gór Polskich nie jest ciężkim wyzwaniem. Czerwony szlak jest bardzo prosty, wiedzie głownie w lesie, a tylko jego ostatni kawałek jest urozmaicony przez gołoborze. Szczyt jest mocno zarośnięty i dlatego niewidokowy. Cała wycieczka zajęła nam około 2 h, ale to głównie dlatego, że nasza sprawność jako grupy pozostawia dużo do życzenia.  

Komentarze