Śnieżka

Punktem kulminacyjnym tegorocznego wypadu w Karkonosze była Śnieżka. Góra, która od dawna była na mojej liście, ale nigdy nie było mi na nią po drodze, aż do tego roku. Dostając krótki urlop od żony, ruszyłem wraz z K. szlakiem czerwonym z parkingu przy ulicy Olimpijskiej. Pierwszy przystanek jest po kilku metrach - brama parku, gdzie przychodzi nam zapłacić niemałe myto (8zł). Pierwsze metry podejścia aż do Schroniska nad Łomniczką są bardzo łagodne i niemęczące. Pogoda nam niestety nie sprzyja, wieje zimny wiatr i jest pochmurno. Przy Schronisku robimy krótką przerwę, pijemy kilka łyków wody i bawimy się ze stadem kotów grasujących w okolicy.





Dalej szlak robi się bardziej stromy, ale po chwili wyszliśmy z lasu i ukazały nam się ładne widoki, mimo, że szczyt Śnieżki dalej tonął w chmurach. Podejście jest dość monotonne, jedynym urozmaiceniem jest potok, a właściwie mostek na nim.








Na chwilę zadumy zatrzymujemy się przy symbolicznym cmentarzu ofiar gór. Miejsce to upamiętnia ludzi, którzy już na szlakach zostali, a także wybitne osobowości, które przyczyniły się do rozwoju turystyki w Karkonoszach. Idziemy dalej z zapamiętanym w głowie memento tego miejsca - martwym ku pamięci – żywym ku przestrodze.


W kompletnej mgle i silnym lodowatym wietrze ukazuje nam się wreszcie on - Dom Śląski, czyli jedno z bardziej kontrowersyjnych polskich schronisk. Jedni je kochają, inni nienawidzą. W każdym razie miejsce to jest niewątpliwie pięknie położone na Równi pod Śnieżką. W schronisku mimo okropnej pogody i września są tłumy turystów. Siedzimy chwilę, nabierając sił i próbując się ogrzać co nie jest łatwe w chłodnym wnętrzu. 



Na szczyt Śnieżki wychodzimy Droga Przyjaźni Polsko-Czeskiej, która wije się ostro w górę od Równi. Widoków nie mamy za bardzo, tylko czasem na chwilę chmury się podnoszą i można zobaczyć więcej poza własnymi butami. 




Na drzwiach obserwatorium obok innych ląduje moja naklejka.


Dłuższą chwilę spacerujemy po szczycie w poszukiwaniu widoków. Gdy mamy już schodzić wiatr na chwilę rozwiewa chmury i wreszcie widać Śnieżkę i okolicę w pełnej krasie. 



Powoli schodzimy w dół tą samą drogą, która wychodziliśmy. Po 5 h od wymarszu jesteśmy ponownie przy samochodzie. Czerwony szlak z Karpacza nie jest przesadnie trudny, ani męczący. Była to po prostu satysfakcjonująca górska wycieczka. Na koniec logi ze Sports Trackera - tu.

Komentarze

  1. Piękne widoki, mój cel to kiedyś zimą wybrać się na śnieżkę jak jest 2 m śniegu :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz