Barranco de Masca

Ehh czas powrócić do życia po spóźnionych tegorocznych wakacjach, które były jednocześnie podrożą poślubną. Ten czas poświęciłem przede wszystkim na leniuchowanie i nabieranie masy -niekoniecznie mięśniowej:) Mimo to miałem plan, żeby trochę (nie za dużo) po górach pochodzić. Jako, że na Teneryfie znajduje się wulkan Teide, który jest najwyższym szczytem Hiszpanii, liczyłem że uda mi się pobić rekord wysokości. Niestety brzydka pogoda w dzień na który mieliśmy zezwolenie na wejście zniechęciła nas do tego pomysłu, ale wykonaliśmy plan B i udaliśmy się do wąwozu Masca (Barranco de Masca).





Po śniadaniu pojechaliśmy naszym wypożyczonym Citroenem C3, nazywanym przez nas Los Bestios do portu Los Gigantes, gdzie wynajęliśmy sobie taksówkę do miejscowości Masca. Dwudziestu kilometrowa podróż wąskimi krętymi górskimi drogami kosztowała nas 23 euro. Na koniec taksówkarz wskazał nam jak dojść do wąwozu.


Przejście całego wąwozu zajęło nam około dwóch i pół godziny, droga nie była specjalnie trudna, jedynie miejscami zdarzały się duże kamienie z których należało się zsunąć na tyłku. Przed wyjazdem czytałem wiele opisów w których autorzy ostrzegali, że łatwo jest zgubić właściwi szlak i zabłądzić, co nie jest prawdą, owszem można pomylić ścieżkę wśród trzcin, ale wtedy wystarczy cofnąć się parę metrów w prawie płaskim i nie trudnym terenie. Trasa kończy się małą zatoczką skąd odchodzą łodzie do Los Gigantes (cena biletu 10 euro/osoba, do kupienia w porcie albo w Masce). Płynąc z powrotem podziwiamy słynne klify giganty.






Przystań taksówek wodnych.
Cały wąwóz choć długi i czasem monotonny, jest niezaprzeczalnie piękny. Jest to miejsce warte odwiedzenia, szczególnie, by powalczyć z nudą ciągłego plażowania.

Ostatni rzut oka na klify z portu.

Komentarze