Pierwsza tegoroczna ferrata to Corrado d'Ambros. Droga leży na pograniczu włosko-austriackim w Alpach Karnickich, wyceniana jest na B-C, ale z opisu w naszym przewodniku wynika, że jest niezwykle malownicza i widowiskowa. W sam raz na przetarcie po długiej ferratowej przerwie.
Z Lienz jedziemy w stronę włoskiej granicy, by potem odbić Obertilliach, gdzie opuszczamy asfalt i tłuczniowymi drogami docieramy do jeziora Klapfsee. Zostawiamy samochód wśród pasących się koni i krów, by ruszyć pieszo w stronę przełęczy Porzescharte. Podejście jest mocno strome i jak dla mnie bardzo męczące. Gdy po 2h 30min stajemy wreszcie na przełęczy podziwiając widoki zastanawiam się czy iść dalej, czując się po prostu źle.
Kapliczka na przełęczy |
Decyduję się iść dalej, szczególnie, że według przewodnika została już tylko godzina do początku ferraty. Niestety szlak prowadzi teraz po Włoskiej stronie granicy, więc zamiast dobrze oznakowanej ścieżki mamy totalny chaos, tak dobrze znany z dolomickich szlaków. Nie zauważamy jednego ze znaków -był namalowany tak, że trzeba było się odwrócić, żeby go zobaczyć - co owocuje dłuższą chwilą błądzenia i na start ferraty dochodzimy po 1h 30 min.
Widok na przełęcz Porzescharte z włoskiej strony |
Tak, tą granią prowadzi ferrata. |
Sama ferrata jest niezbyt trudna, wiedzie głównie malowniczą granią, odbijając z niej odcinkami na kilka metrów. Jest mocno urozmaicona, ponieważ trafiamy na dwa tunele, drabinę i liczne mocno eksponowane miejsca. Trudności technicznych praktycznie nie ma, jedyne co zauważamy to pewne niekonsekwencje w miejscach gdzie dodano sztuczne ułatwienia i stalowe poręczówki. Czasem są całkiem niepotrzebne, a w niektórych miejscach, gdzie pewniej by się szło, przypiętym do liny takiej liny brakuje.
Po około 2h kończymy ferratę i pozostaje nam jeszcze powrót do samochodu. Najpierw schodzimy do schroniska Filmoorhutte, później nad jezioro Oberer Stuckensee, skąd mozolnie podchodzimy na przełęcz Heretigel. Teraz przed nami już tylko droga w dół do jeziora i parkingu. Schodząc pośród układających się do snu krów, słyszymy nagle szczeknięcie/warknięcie jakiegoś drapieżnika i widzimy grupę saren uciekających po zboczu kilkadziesiąt metrów od nas. Jest to dla nas dodatkowa motywacja do szybkiego zejścia.
Cała trasa zajęła nam 9h, a w tym czasie pokonaliśmy ponad 1200m przewyższenia. Jak dla mnie ferrata Corrado d'Ambros mimo, że bardzo malownicza nie jest warta trudu włożonego w podejście i zejście z niej, jest po prostu za krótka. Może mój osąd był zaburzony tym, że tego dnia czułem się fatalnie i chyba pierwszy raz w życiu w górach zastanawiałem się czy uda mi się zejść do auta o własnych siłach.
Komentarze
Prześlij komentarz