Po kilku latach przerwy udało nam się w tym roku wybrać na ferraty! Mimo, że bardzo tęsknie za włoskimi Dolomitami, wybraliśmy w tym roku Dolomity Lienzkie.Podjęliśmy taką nie inna decyzję nauczeni doświadczeniem, że we wrześniu po włoskiej stronie granicy jest spore prawdopodobieństwo natrafienia na śnieg. Druga połowa lipca i sierpień są lepszą porą na zwiedzanie włoskich szlaków, niestety wtedy byliśmy uziemieni w Polsce.
Same Dolomity Lienzkie, mają inną morfologie niż ich włoski imieninki, ponieważ nie są zbudowane z dolomitów. Zbieżna nazwa pochodzi od podobnego kształtu wierzchołków. Sercem regionu jest miasto Lienz (nie mylić z Linz miastem uważanym przez Hitlera za rodzinne), które stało się naszą tegoroczną bazą wypadowa. Podobnie jak podczas wypadu w 2012 roku spaliśmy na kempingu Falken, który oferuje świetne warunki w przyzwoitych cenach. Niestety miasto mocno się rozbudowuje i to chyba był już ostatni rok kiedy przed recepcją można było ustrzelić poniższy widok na dolinę.
Tyle słowem wstępu, na opowieści o samych ferratach przyjdzie jeszcze czas.
Komentarze
Prześlij komentarz