Via ferratay Innerkofler +Percorso delle Forcelle

Pierwszy dzień powitał nas szronem, ale gdy słońce wychyliło się za gór otaczających kamping zrobiło się całkiem przyjemnie. Po śniadaniu ruszyliśmy na spotkanie z pierwsza via ferratą. Na początek by nabrać wprawy w posługiwaniu się lonżą wybraliśmy prostą technicznie, ale za to ciekawą pod względem widokowym ferrate Innerkofler. Punktem wyjścia jest schronisko Auronzo położone u stóp Tre Cime, do którego z Misuriny można dostać się na trzy sposoby. Pierwszy to podejście na piechotę, które zajmuje około półtora godziny, drugi znacznie wygodniejszy -skorzystanie z autobusu (bilet kosztował 5 euro), a trzeci, który zresztą wybraliśmy, to dojazd autem. Warto tu zaznaczyć, że oplata za samochód osobowy wynosi 20 euro i jest to jedyna opłata parkingowa, którą zapłaciliśmy podczas całego naszego pobytu w Dolomitach. 


Tre Cime

Ferrata Innerkofler ma początek przy Rif. Tre Cime dojście tam z Rif. Auronzo zajęło nam ok. 1.5h. Po krótkiej sesji zdjęciowej zagłębiliśmy się w sztolnie. Droga jest komfortowa i na tyle jasna, że nie potrzebowaliśmy czołówek. Naturalne światło wpada przez wykute w ścianie otwory obserwacyjne. Sztolnie kończą się malutką półką skalna, za którą pojawiają się upragnione stalowe liny. Tam dopiero wyciągnęliśmy sprzęt. Podczas gdy ubieraliśmy się minęło nas dwóch Włochów -ojciec z synem na oko piętnastoletnim, którzy szli bez żadnego wyposażenia. Stalowe liny prowadziły nas wzdłuż grani na południe ku przełęczy del Camoscio. Z każdej strony byliśmy otoczeni przez zapierające dech w piersiach widoki. Pojawiły się też pierwsze trudność –niewielki płat śniegu. A za nim już przełęcz, która wyznacza koniec ferraty Innerkofler. 


Otwór obserwacyjno strzelniczy.

Po krótkim zastanowieniu zdecydowaliśmy ruszyć na Monte Paterno. Droga wiodąca na szczyt zaczyna się od stromego i dosyć eksponowanego fragmentu, ale jest bardzo dobrze ubezpieczona stalowymi linami. Po paru metrach liny się rozgałęziają, zabieg ten zastosowany został w celu rozładowania ruchu. My podążyliśmy (zresztą jak wszyscy) w prawo i po kilku minutach dochodzimy do końca ułatwień. Pozostałe do szczytu metry przemierzyliśmy wybierając drogę na czują, bo właściwego szlaku ( o ile w ogóle taki jest) nie sposób było odnaleźć -oznaczające go kopczyki ginęły w morzu luźno leżących kamieni. Po kilku minutach docieramy do szczytu. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia pod krzyżem upamiętniającym, Innerkoflera, który zginął podczas prowadzenia szturmu wojsk austriackiego na włoskie pozycje na Monte Paterno.

 Pierwszy odcinek podejścia pod Monte Paterno


Po powrocie na przełęcz zaczynamy następny etap -via ferratę Forcelle. Jest ona prościutka, ale strasznie zatłoczona, na jej zakończenie czekało nas dosyć przyjemne zsuwanie się piargiem, a na dole tuż przy szlaku spotkaliśmy świstaka. Potem jeszcze spacer szerokim płaskim szlakiem i wróciliśmy do samochodu. 

 Świstak

I tak upłynął nam pierwszy pełen emocji dzień. Z jednej strony byliśmy szczęśliwi, a z drugiej zawiedzeni, bo przekonaliśmy się, że czas podany w przewodniku są nierealne -co postawiło pod znakiem zapytania część naszych dalszych planów.

Farraty Innerkofler i Percorso delle Forcelle, są doskonałą propozycją dla kogoś kto dopiero zaczyna spotkanie z tego typu rozrywką. 


Komentarze