Duża pętla w Małym Beskidzie

Przełęcz Kocierska, nasze dzisiejsze miejsce startu, odwiedzałem nieraz podczas wakacji u Babci, nigdy jednak nie wybrałem się w otaczające to miejsce góry. Teraz naszedł czas to zmienić. Przełęcz ta o wysokości 718 m n.p.m leży w Beskidzie Małym i przechodzi przez nią droga z Andrychowa do Żywca. Dawniej biegł tędy ważny szlak kupiecki z Krakowa na Węgry, obecnie miejsce to ma marginalne znaczenie.

Na przełęcz docieramy od strony Andrychowa po około godzinie jazdy z Krakowa (udało nam się nie trafić na korek w Wadowicach). Parkujemy auto i ruszamy łagodnym czerwonym szlakiem w kierunku Kiczora (746m).


Słonce przebija się wśród drzew, więc mamy nadzieję na ładną pogodę. Szlak jest łagodny, typowo graniowy - raz w górę a raz w dół, ale na szczęście różnice wysokości nie są duże, więc idzie się bardzo przyjemnie. Niestety po drodze pogoda się jednak psuje i na Potrójną (883 m) docieramy we mgle.




Właściwie mgłę w górach oglądałem już setki razy, częściej trafiam na mgłę niż jej brak, więc sytuacja mnie nawet nie dziwi. Moje zdjęcia z wyjazdów mogłyby posłużyć za studium mgły w górach. Jedyne to żałuję, że nie udało mi się jeszcze wyjść ponad mgłę, bo zawsze się albo podnosiła albo rozwiewała.

Podążamy dalej za znakami czerwonymi, mijając po drodze "Chatkę pod Potrójną". Jest to niewielkie, ale bardzo klimatyczne studenckie schronisko.



Zdobywamy najwyższy punkt na trasie - Łamaną Skałę i docieramy do rozstajów pod  Mlada Horą, zwanych też Rozstajami Anuli. Druga nazwa wiąże się z ciekawą historią:

"Wydarzyło się to jeszcze przed I wojną światową, ale któż by to dokładnie pamiętał. Józef ze Snokówki miał dwie córki na wydanie, a postawny Krzysiek, kawaler z Kukowa starał się o rękę starszej z nich. Ojciec wyraził zgodę na ślub i postanowił wznieść młodym chatę na łące pod lasem. By zdobyć pieniądze na budowę, swoje dwie krowy pognał przez Beskid do Wadowic. Intendentura stacjonującego tam cesarsko-królewskiego 56 Galicyjskiego Pułku Piechoty płaciła za bydło więcej, niż mógłby otrzymać w Ślemieniu. Krowy różniły się temperamentem: Krasula była spokojna i dawała więcej mleka, natomiast Anula była inteligentniejsza, bardziej ruchliwa i lepiej sobie radziła z wyszukiwaniem najsmaczniejszych traw. Ona również szybko zorientowała się, że gospodarz zabiera je z obory na zawsze. Krasula zrezygnowana szła noga w nogę, Anula zaś co chwilę nerwowo przystawiała i rzucała łbem, jakby się przed gzami oganiając. W pewnej chwili gdzieś koło Wędrujących Kamieni pod Smrekowicą zerwała się gospodarzowi z powroza i pognała przed siebie w las. Józef szukał ją przed dłuższą chwilę, jednak stwierdził, iż sama wróci do obory. Z samą Krasulą podążył do Wadowic korzystnie sprzedając ją wojsku. Po powrocie do domu okazało się, że Anuli nie ma. Przepadła jak kamień w wodę. Przez następne dni gospodarz poszukiwał swojej krowy po całym grzbiecie Madahory – w końcu bydło stanowiło znaczny majątek. Niestety Anula się nie odnalazła. Wesele Józkowej córki było huczne i bardzo udane, a młodzi ze względu na mniejsze wiano zamieszkali w nieco skromniejszej chałupie.  Przez wiele miesięcy ludzie gadali, że wędrując przez rozstaje pod Łamaną Skała można było spotkać krowę, lecz tak płochliwą, iż nie pozwalała do siebie podejść. Od tego czasu do miejsca przylgnęła nazwa Rozstaje Anuli."




My w tym miejscu żegnamy się ze szlakiem czerwonym, podążając teraz za znakami zielonymi w stronę Kocierza.



Koło chatki na Gibasów Groniu drogę zastępuje nam wilk.

Wilk na szlaku
Niestety gospodarz chatki wydaje nam się mniej sympatyczny od rzeczonego "wilka", więc szybko ruszamy dalej. Następny przystanek to jaskinie Czarne Działy. Kompleks tych kilku niewielkich jaskiń jest sporą atrakcją. Żałuję, że nie zabrałem ciuchów na przebranie i lepszego źródła światła, by dogłębnie je poznać. Mimo ograniczeń udało mi się spenetrować jaskinię Dziura pod Bukiem.


Po krótkiej przerwie obiadowej nieopodal jaskiń pędzimy dalej ku końcowi naszej wycieczki. Pogoda jeszcze bardziej się psuje i co chwilę pada niewielki deszcz. Mijamy przełęcz Płonną i docieramy do Jaskini Lodowej w grupie skał zwanych Zamczyskiem. Jest to najniżej położona jaskinia lodowa w Polsce (718 m n.p.m) i jedyna tego typu w polskich Karpatach poza Tatrami. Mocny deszcz przerywa nam poszukiwania wejścia i niepocieszeni ruszamy dalej.





Zamczysko
W Kocierzu łapie nas prawdziwa ulewa. Czekamy przez pół godziny licząc, że przejdzie, niestety nasze nadzieje są płonne i najcięższe podejście tego dnia pokonujemy w strugach deszczu. Po 6h od wyjścia, z bagażem prawie 25km w nogach meldujemy się przy samochodzie.

Mimo że Beskid Mały nie grzeszy wysokościami wycieczka była intensywna i długa. Podobno widoki też miały być piękne, niestety tego nie doświadczyłem. Na koniec log -click.



Komentarze

  1. Byłam tam z kursem. Piękny ten Beskid Mały. Z Leskowca widzieliśmy Babią całą zaśnieżoną.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz