Gråkallen

Gdy odwiedzałem siostrę w Trondheim, jednym z punktów zwiedzania tego małego miasteczka (przynajmniej pod względem ludności, bo powierzchnia jest porównywalna z Krakowem) była wycieczka na Gråkallen. Jest to góra położona w zachodniej części miasta, jej 552m n.p.m nie są imponujące, ale warta jest odwiedzenia z uwagi na piękne widoki z jej szczytu. 

Autobusem miejskim, który od jesieni do wiosny jeździ raz na godzinę, dojeżdżamy do ostatniego przystanku jakim jest Skistua. Nazwa ta pochodzi od domku narciarskiego o tej samej nazwie działającego w tym miejscu z przerwami od 1896 roku. My po opuszczeniu autobusu ruszamy szybko w stronę szczytu, wygodną, szutrową drogą, która potem zamienia się w prosty, lecz miejscami oblodzony szlak.


Po 45 minutach niezbyt forsownego podejścia (tyle szli najwolniejsi) stajemy na szczycie, "ozdobionym" niedziałająca już wojskową stacją radarową. Mimo lodowatego wiatru przez dłuższą chwilę podziwiamy panoramy. 






Na szczycie Gråkallen, którego nazwa mniej więcej oznacza "Stary, szary mężczyzna" zainstalowany jest fajny stolik pomagający rozpoznać punkty panoramy. 


Zimny wiatr motywuje nas do szybkiego zejścia na dół, czekając na autobus odwiedzamy Skistuę i raczymy się popularnymi w tym kraju goframi z tradycyjnym brązowym serem Brunost i licznymi marmoladowymi dodatkami (na zdjęciu akurat naleśniki w tej samej konfiguracji). 


Tak kończymy pierwszy wypad w norweskie góry, mam nadzieję, że przy następnej wizycie w Norwegii uda nam się wybrać gdzieś dalej i na coś wyższego.

Komentarze

Prześlij komentarz