Gorce part 1

O przejściu części Głównego Szlaku Beskidzkiego z Rabki Zdrój do Krościenka nad Dunajcem, myślałem już od dawna. W jesieni byłem bliski wyjazdu, ale niestety się nie udało, wreszcie w połowie maja stwierdziliśmy, że czas zmierzyć się z czerwonym szlakiem na tym odcinku. 
 
Wyjeżdżamy z Krakowa z małym poślizgiem, koło 9 i o 10:45 jesteśmy w Rabce, pod tabliczką informującą, że na Turbacz jest 6h.  Podążamy żywo za znakami czerwonymi, początkowo przez miasto, a później wśród pól i łąk. Pierwsze ciężkie podejście napotykamy koło wyciągu narciarskiego niedaleko schroniska na Maciejowej. 





Po krótkim postoju na łyk wody idziemy dalej w stronę Starych Wierchów. Ten krótki odcinek szlaku pomiędzy schroniskami jest dla mnie pierwszą nowością tego dnia. Idziemy szybko, bo teren jest płaski i zalesiony, więc nici z widoków. Przy schronisku znów robimy chwile przerwy, podchodzi do nas starszy gość oferujący oscypki. Początkowo nie jesteśmy chętni, ale Słoń decyduje się kupić po jednym, ostatecznie zjadamy po trzy - dawno nie jadałem tak dobrych serków, które były wprost idealne.


Ruszamy dalej na Obidowiec i na najwyższy punkt naszej wycieczki, czyli Turbacz. Szlak idzie właściwie cały czas pod górę, ale wnosi się dość łagodnie. Droga jest monotonna, ponieważ prawie cały czas wiedzie w lesie. Przy schronisku na Turbaczu jesteśmy po 3h 50min co uważam za dobry wynik (czas w przewodniku 5h, na znakach 6h). Po długiej przerwie (kolejka po piwo), idziemy dalej przez Halę Długą w stronę naszego dzisiejszego celu - przełęczy Knurowskiej. 

Widok na Tatry z tarasu przed schroniskiem na Turbaczu

Hala Długa z widokiem na Turbacz

Systematycznie tracimy wysokość, krocząc całkowicie nieznanym nam terenem. Warto tu dodać, że wbrew informacjom z przewodnika na końcu Hali Długiej jest możliwość zaopatrzenia się w wodę, jak by ktoś nie chciał odwiedzać schroniska na Turbaczu. Na przełęczy Knurowskiej jesteśmy dość wcześnie, więc zamiast na nocleg decydujemy się podejść jeszcze do Studzionek.


Szlak na tym krótkim odcinku (przeszliśmy go w około 50min), funduje nam dwa spore podejścia, które na koniec dnia dają nam się już we znaki, ale wizja ciepłego prysznica i kropiący deszcz motywują nas do szybkiego marszu. Studzionki jest to najwyżej położone zamieszkałe przez cały rok miejsce w Beskidach. Po dojściu do przysiółka bez problemu znajdujemy zielony dom, w którym rezerwowaliśmy telefonicznie nocleg, będąc na Przełęczy Knurowskiej. Tak zakończyliśmy dzień pierwszy.

Jeżeli chodzi o sam nocleg, to pokój ok, łazienka wspólna z ciepłą wodą, a za nocleg bez pościeli zapłaciliśmy 18zł od osoby. Dodatkowo udało nam się załapać na obiad, w którego skład wchodził rosół z makaronem, gulasz z kaszą i kompot. Porcje jak dla nasz były olbrzymie i nie zjedliśmy wszystkiego, ale podobno były mniejsze niż zwykle, bo tylko tyle zostało więc zamiast normalnych 15zł, zapłaciliśmy 12. Jedynym minusem był pies, który pod naszym oknem szczekał przez pół nocy...

Komentarze

Prześlij komentarz