U źródeł Sanu, czyli Bieszczadzki Worek

Drugi dzień naszego tegorocznego wyjazdu w Bieszczady poświęcamy na odwiedziny Bieszczadzkiego Worka, czyli samego końca krainy nazywanej Polską. Słyszeliśmy wiele o dzikości i odludności tego regionu, więc liczymy na spokojny dzień sam na sam z przyrodą. Z Ustrzyk wyruszamy przez Stuposiany do Tarnawy Niżnej, gdzie kończy się cywilizacja, a my dalej jedziemy w kierunku Bukowca. Początkowo asfaltem a później polną kamienistą drogą. Na parkingu w Bukowcu mimo, że wrony już wcześniej zdążyły zawrócić czeka na nas niespodzianka - parking jest płatny: motor 6zł, samochód 12zł i uwaga - jakby ktoś chciał zostawić rower w tym miejscu to za przypięcie go do stojaka 3zł. Żyć nie umierać.

W momencie kiedy dojeżdżamy do parkingu zaczyna grzmieć, przeczekujemy więc burzę pod wiatą i po uiszczeniu opłat za parking i za wstęp do parku ruszamy na szlak. 

Początkowo szlak wiedzie drogą asfaltową w dobrym stanie, by po chwili wprowadzić nas na wąską ścieżkę przez łąki. Po drodze mijamy przydrożne krzyże, a za Sanem widać Ukrainę.



Wraz z pierwszymi kroplami deszczu kolejnej nadciągającej burzy dochodzimy do wsi Bieniowa. A właściwie tego co z niej pozostało po polskiej stronie granicy. Ze wsi liczącej przed wojną ponad 500 mieszkańców, zachowały się tylko ruiny cerkwi, stary cmentarz i 200 letnia lipa. Po II wojnie światowej mieszkańcy zostali przesiedleni do ZSRR a w latach 70-tych pozostałości zabudowań zostały rekultywowane przy użyciu materiałów wybuchowych. Co ciekawe w ukraińskiej części wsi nadal żyją ludzie - ok. 60 osób, a w polskiej rośnie tylko trawa. 




200-letnia lipa, która stała kiedyś w środku wsi

Dalej szlak prowadzi na zmianę przez łąki, polną drogę i śliskie po deszczu drewniane podesty. Niewątpliwie jest mało uczęszczany, bo na wielu odcinkach jest mocno zarośnięty. 



Mijamy miejsce opisane jako "dwór Stroińskich", niestety w bujnej roślinności nie dostrzegamy żadnych pozostałości. Nie ukrywam, że nie szukamy zbyt intensywnienie, bo znów zaczyna padać. Mocno już zmoczeni dochodzimy do kultowego miejsca jakim w czasach PRL był "grób Hrabiny". To co zostało z cmentarza obrosło swoistą legendą, ponieważ kiedyś dostęp tu był zakazany, lecz wielu turystów spragnionych mocnych wrażeń odwiedzało to miejsce bawiąc się w kotka i myszkę z pogranicznikami. Dziś dotarcie tu nie dostarcza już tylu emocji, a sam grób i niewielka kapliczka to jedyne po polskiej stronie pozostałości kolejnej wyludnionej wsi Sianki. A sama hrabina? Ot żona lokalnego właściciela ziemskiego Franciszka Stroińskiego - Klara z Kalinowskich (zm. 1867).


Po chwil zadumy nad grobami ruszamy dalej ku naszemu dzisiejszemu celowi, czyli źródłu Sanu. Po drodze mijamy jak dla mnie największą atrakcję tego szlaku, punkt widokowy na dzisiejsze Sianki, leżące na prawym, ukraińskim brzegu granicznej rzeki.



Wieś nie wygląda na zbyt bogatą, ale przynajmniej toczy się tam życie ludzi a nie tylko jak u nas dzikie zwierzęta i nieliczni turyści. Dochodzimy wreszcie do umownych źródeł Sanu, skąd po pamiątkowych zdjęciach możemy już wracać tą samą drogą...

Źródło Sanu

W tym miejscu pierwszy raz odwiedziłem Ukrainę, jak ostatnio byłem w Kijowie to było to jeszcze ZSSR :)

 W ciepły, słoneczny dzień wyruszając na ten szlak należy uważać na żmije, które tu są podobno bardzo liczne. Co ciekawe w tej okolicy występuje również Waż Eskulapa, największy wąż w Polsce, dusiciel dochodzący długością do 2m. 

Sam długi (22 km) szlak liczony na 6-7 h udało nam się pokonać w 5 i pół. Jego jedyną zaletą są wartości historyczne poza tym, nie ma żadnych widoków (idzie się głownie lasem), poprowadzony jest jakby od niechcenia i wraca tą samą drogą. Jakbym miał drugi raz jechać w to miejsce wolałbym opłatę parkingową wydać w inny sposób - chociażby na lokalne piwo. Log ze Sports Trackera tu

Komentarze

  1. Rzeczywiście świetna relacja :) Osobiście kocham góry i odwiedzam je tak często jak mogę, a do tego jako pasjonat historii zawsze szukam miejsc z bogatą ofertą historyczną. Chodź Polskie góry to jedno z najcudowniejszych miejsc w Polsce nie należy zapominać że równie pięknie może być w miastach. Na przykład taki mój rodzinny Poznań, cudowne miast w którym Polska się zaczęła i gdzie można zapoznać się z jego historią z niezwykłego punktu widzenia w Bramie Poznania. Polecam też zajrzeć do przewodnika http://trakt.poznan.pl/pl/strona-startowa/oferta/przewodnik-po-trakcie-krolewsko-cesarskim/.
    Pozdrawiam i życzę dalszych wspaniałych podróży.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie opracowana relacja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis! Bardzo lubię bieszczadzkie klimaty :) Zawsze jadę tam z myślą oczyszczenia się ze stresu. Jest to idealne miejsce, w którym można odpocząć i wrócić z ogromną ilością pozytywnej energii

    OdpowiedzUsuń
  4. Byliśmy tam trzy lata temu z żoną i z dziećmi (Karol 5 i Hubert 10 lat) Padało tak samo ....całą drogę raz deszcz raz słońce....
    Dzieci trochę marudziły.....ale opłacało się.....
    W końcu byliśmy na Ukrainie....
    Przez cały dzień nie spotkaliśmy żadnego turysty.....
    Prawdziwa dzicz......super....

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz