Via ferraty 2014 epilog

Tak jak wspominałem w ostatnim poście, po przenosinach do Canazei, powitał nas deszcz. Padało również cała noc, rano na chwile się wypogodziło i większość ludzi na kempingu tą chwilę wykorzystała na spakowanie się i powrót do domów. My przez nasz upór, połączony z mocnym niedosytem ferrat, zdecydowaliśmy się spróbować przejść jeszcze jakąś krótką drogę.

Podjechaliśmy początkowo na Passo Fedaia, by spróbować ugryźć ferratę Eterna, ale kompletny brak widoczność i lekka mżawka odwiodła nas od tego. Spróbowaliśmy jeszcze w Carezza, gdzie planowaliśmy zaatakować ferratę del Masarè, ale gdy tylko wyszliśmy z samochodu zaczęło delikatnie padać, więc po dłuższej chwili wahania postanowiliśmy wracać do domu, bo prognozy na dalsze dni nie budziły optymizmu. Nasza decyzja okazała się słuszna po kilku minutach, gdy rozpadało się na dobre.

Tak więc nasz wyjazd w Dolomity zamknął się tylko na jednym dniu spaceru po górach i jednym dniu ferratowym. Nie da się ukryć, że pogoda mocno pokrzyżowała nam szyki, przez co z Poperem mam rachunek do wyrównania.


PS
Podczas tego wyjazdu  mocno na minus zaskoczył nas znaczny wzrost liczby fotoradarów w Austrii i ich prawdziwy wysyp we Włoszech. Dawniej jedyny był w Canazei, a teraz są tam 3 albo 4....

Komentarze

  1. No to można się wściec, jechać tyle km i zaliczyć tylko jeden dzień wycieczkowy. Tak miałem w tamtym roku w Austrii, ale to nie były wycieczki typowo górskie, więc pomimo deszczu prawie cały plan zrezlizowałem. Tylko widoków za bardzo nie było.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz